Specjalna dedykacja dla: Oli, Alex, Mileny, Oliki, Patrycji, Marty i Weroniki
Dział pierwszy
„Gwizdek śmierci/Whistle death”
"Nowy ktoś"
Był ósmy czerwca. Z
okna mojego pokoju widziałam, jak w mieszkaniach sąsiedniego bloku powoli
zapalały się światła, zwiastujące budzący się poranek. Kolejna nieprzespana noc
może już odbić swój byt na mojej twarzy. Od tygodnia nie stać mnie na sen.
Sprawy w FBI i na wydziale antropologii sądowej, zwykle nie sprawiały mi
problemów. Niestety tylko do pewnego czasu. Czasu jego nadejścia.
Agencja szaleje przez tę całą sprawę z
‘Mordercą z Enfield Street’. Nikt, żaden człowiek, nawet ci specjalnie
wyszkoleni do takich spraw, nie mogli znaleźć powiązania, ani motywu
przestępcy.
Mikrofala zapiszczała, trochę za
głośno, mówiąc, że moja poranna kawa jest już gorąca. Wyjęłam kubek i uprzednio
słodząc, upiłam mahoniowej cieczy. Raczej przyjemnym było to, iż parzyła mój
przełyk, niż gdyby była zimna.
Od ukończenia medycyny o każdej
porze dnia i nocy byłam gotowa na obcowanie z najstraszniejszą ludzką
tragedią... Śmiercią. Mogłam pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę. przeprowadzając
sekcję zwłok, czy do świtu pracować nad motywami. Sen był dla minie tylko
krótkotrwałym stanem. Przeniesieniem do odległego, mrocznego miejsca, które
choć na chwilę było moim wytchnieniem.
Droga do pracy starym ferrari z 1957 roku
zawsze była śmieszna. Reakcje ludzi widzących pojazd były raczej różne. Młodzi
śmiali się z dziwnego kształtu, a dorośli raczej łypali oczyma pełnymi
zazdrości, ale dla mnie to nie powód do radości. Auto kupił jeszcze mój
dziadek, był on jednym z pierwszych nabywców tego pięknego samochodu i
strasznie go uwielbiał, a kiedy zmarł wszystko przepisał mi. Ojciec myślał, że
to jemu zostanie zapisany majątek jego ojca, bo przecież tak bardzo starał się
być dobrym synem, ale dziadek powiedział mi kiedyś, że mój ojciec jest
roztropny i samolubny, i gdyby faktycznie dał mu te pieniądze, to
jakby je po prostu spalił z samowolki.
Dzisiejszy dzień był raczej tym
ze spokojniejszych. Ruch drogowy nie był duży, pewnie przez okres wakacyjny,
ale dzięki robotnikom łatającym dziury w asfalcie jeden pas był zablokowany.
Było tak ciepło, że samochody wydawały się
lekko kołysać, ale to tylko optyka, a wszystko było w porządku. Ludzie
wyjeżdżali i wjeżdżali w kolejne uliczki wielkiego miasta w pośpiechu. Pewnie
większości z nich towarzyszyły ostre wiązanki przekleństw i marudzenie, jaki to
szczęśliwy dzień, że stoją w godzinnym korku, przez roboty drogowe. Silnik
ucichł pod wpływem wyjęcia kluczyków ze stacyjki. Zamknęłam pojazd i
skierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
Budynek wyglądał tak jak zawsze.
Duże przeszklone ściany oświetlały korytarze i biura, a mało skomplikowana
budowa ułatwiała poruszanie się po obiekcie. Kolorem zewnętrznym ścian był
nude, a w środku przeważał biały i czarny, jednak i chromowane fragmenty
nadawały wnętrzu wyrazu. Pierwszym rzucającym się w oczy detalem była recepcja.
Wielka lada z orzechowego drewna połyskująca w świetle dziennym, Całość
wykończona była stylem nowoczesnym i muszę przyznać, że mimo całej monotonni i
ostrego zapachu mieszanki perfum, dobrze się tu pracowało. Biura były urządzane
przez ludzi je ‘zamieszkujących’. Gdybym powiedziała, że mnie to nie zadowala, okłamałabym
samą siebie.
- Dzień dobry agentko Morrison.
– Rudy uśmiechnęła się zza lady życzliwie.
Wszyscy
ją kochali. Nigdy na nikogo się nie gniewała, przynosiła słodkości i pamięta
chyba nazwisko każdego pracownika tej cholernej korporacji. Nie wiem jak ona to
robiła, ale była świetną osobą. Nie wierzę, że David chciał ją tak po prostu
zwolnić.
Do niedawna David Evans był moim partnerem w
dochodzeniach, ale życie awansowało go na kompletnego dupka, który wykorzystuje
kobiety i nie liczy się ze zdaniem innych otaczających go ludzi, którzy bądź co
bądź są dużo bardziej wartościowi. Nie był łatwym do zrozumienia człowiekiem.
Gdyby ktoś napisał jego życiorys, byłaby to najmniej wzruszająca książka w
dziejach świata. Nie oceniłam go pochopnie. Zdążyłam go dobrze poznać, jednak nie
była to łatwa współpraca, ale bez jego zaborczego tyłka prawdopodobnie nie
byłabym, aż taka dobra w tym co robię.
Zegarek
na moim nadgarstku wskazywał pięć po dziesiątej. Czyli mój nowy partner, albo
się spóźni, albo nie przyjdzie w ogóle. Korytarze o tej godzinie były dość ruchliwe
zazwyczaj dlatego, że większa ilość ludzi szła do, już otwartego, archiwum, a
reszta podążała do swojego biura. Mimo małego gwaru dało się usłyszeć
charakterystyczny dźwięk sygnalizujący, że winda dojechała na wybrane piętro.
Nie zwróciłabym na to uwagi gdyby nie fakt, że zazwyczaj wypełniona po brzegi, teraz
transportowała tylko jednego mężczyznę. Jeśli ktoś zdołał się oderwać od jego
hipnotyzującego spojrzenia, w następnej kolejności zwracał uwagę na doskonałą kompozycję
twarzy. Usta, nos, policzki, podbródek i wszystko inne harmonizowało ze sobą.
Czarne włosy dodawały tajemniczości, a on dawał wrażenie porządnego człowieka z
zasadami. Wystarczyła mu sekunda na zwrócenie uwagi każdej kobiety na siebie, a
mnie zastanawiało tylko dlaczego idzie w moim kierunku i wpatruje się we mnie.
Kiedy był już blisko zatrzymał się i spytał.
- Pani Vivienne
Morrison? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Tak, w
czym mogę ci pomóc. – odłożyłam teczkę na blat i zwróciłam się przodem do
niego.
-Jestem
twoim nowym partnerem.
______________________________________________
Wiele z tego rozdziału poszło do kasacji ze względu na nudne szczegóły, zbyt długie opisy etc.
Jak myślicie kto będzie nowym partnerem Morrison? Może to ktoś kogo znacie... Cóż jak na razie możecie jedynie zakładać, że wiecie kto to. Może trochę spraw organizacyjnych?
No więc chciałabym żeby ten blog jednak wypalił i bym go nie zawiesiła jak reszty.
Chciałabym też bardzo podziękować wam za tą ponad setkę wyświetleń. To dla mnie wiele znaczy :') Miłego dnia <3
Wiele z tego rozdziału poszło do kasacji ze względu na nudne szczegóły, zbyt długie opisy etc.
Jak myślicie kto będzie nowym partnerem Morrison? Może to ktoś kogo znacie... Cóż jak na razie możecie jedynie zakładać, że wiecie kto to. Może trochę spraw organizacyjnych?
No więc chciałabym żeby ten blog jednak wypalił i bym go nie zawiesiła jak reszty.
Chciałabym też bardzo podziękować wam za tą ponad setkę wyświetleń. To dla mnie wiele znaczy :') Miłego dnia <3
Nareszcie kolejny! :D Rozdział szybko i miło się czytało. Widać, że jest to chyba jeden z przejściowych rozdziałów przez, co jestem jeszcze bardziej ciekawa dalszej części! xx @rckme_pls
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo wciąga i jest świetnie pisany. Czekam na kolejny i mam nikłą nadzieję na ukazanie nam trochę więcej szczegółów z nowego partnera pani Morrison :3
OdpowiedzUsuńNie wiem czy o tą Alex Ci chodziło, ale odzywam się ja XD
OdpowiedzUsuńYup, yup, yup, czekałam długo, serio. W ogóle to dzięki za podesłanie linka na fb, bo gdzieś mi się zawieruszył.
Nie wiem czy wiesz, ale za bardzo nie mam głowy do komentowania, wolę pisać swoje fici, więc uciekam do siebie, natomiast Tobie życzę dużo weny i cierpliwości, bo wiem jak to jest ;-; W każdym razie, nie pozostaje mi nic innego jak *znowu* czekać na nexta. Buziaczki, miłość itd.
+ jeśli to była dedykacja dla mnie - dzięki kicia XD
A jeśli nie - trudno, zabieram ją dla siebie.